Certyfikat, wielka mi rzecz...
Po półtorarocznej praktycznej znajomości z językiem na potrzeby aplikacji pod Androida, głównie na podstawie materiałów dostępnych w sieci, załapałem się na dwutygodniowy kurs finansowany (w tym także egzamin) ze środków unijnych, zorganizowany przez firmę Altkom. Trzeba oczywiście spełniać określone kryteria, lecz tak się szczęśliwie złożyło, że pasują one do mnie jak ulał. Niestety, przypuszczalny możliwy wynik egzaminu po takim kursie oceniam na jakieś 35% (gdy do zaliczenia wymagane jest co najmniej 61%). Trudno to nazwać dobrym wykorzystaniem unijnych funduszy.
Dalsze, samodzielne przygotowanie oparłem głównie na podręczniku Sierra & Bates SCJP Sun® Certified Programmer for Java™ 6 Study Guide (Exam 310-065). Rzetelne przeczytanie, zrozumienie książki i wykonanie wszystkich testów zajęło mi 2 tygodnie (wliczając weekendy) w czasie bezpośrednio poprzedzającym egzamin. Było to bardzo stresujące doświadczenie, bo wyniki testów oscylowały w okolicach 50%. Po każdym teście bardzo szczegółowo analizowałem swoje błędy i przyczyny ich popełnienia. Ponieważ nie korzystałem praktycznie z żadnych innych pomocy, mogę z czystym sumieniem polecić tę książkę jako wystarczającą do zaliczenia egzaminu (dla osób znających podstawy języka). Dodam, że nie skorzystałem z dołączonej płyty - po prostu brakło mi czasu.
Zgłębianiu treści podręcznika cały czas towarzyszyło środowisko Eclipse z testowym projektem, gdzie sprawdzałem natychmiast wszelkie wątpliwości i niejasności. W kilku przypadkach zdobywana wiedza stała się impulsem do dokonania korzystnych zmian w swoich wcześniej napisanych aplikacjach. Takim pokusom poddawałem się bez oporu, bo stanowiły miłe urozmaicenie i przeciwwagę dla monotonnego "wkuwania". Szacuję, że z tych 2 tygodni 1 dzień został wykorzystany na takie właśnie spontaniczne i radosne prace.
Ostatniego wieczoru strzeliłem sobie "mocka" ze strony http://scjptest.com/, który niespodziewanie pokazał rezultat 75%, co znacznie poprawiło mi mocno nadszarpniętą wiarę we własne możliwości. Potem porządnie się wyspałem i po oszczędnym śniadaniu ruszyłem dziarsko do boju.
Co do samego egzaminu, okazał się dużo łatwiejszy od pytań w książce i dał wynik 86%, czyli dość zbliżony do tego, na ile sam oceniałem stopień własnego przygotowania. Czułem, że parę tematów należało jeszcze powtórzyć i utrwalić i gdybym wygospodarował dodatkowy tydzień, spokojnie podniósłbym swój wynik o jakieś 10%.
Wbrew zapowiedziom nie odebrano nam telefonów komórkowych, aczkolwiek swój uczciwie wyłączyłem. Doradzam opróżnienie pęcherza bezpośrednio przed egzaminem, bo nie wiem jak u kogo, ale u mnie stres zawsze się przekłada na wzmożoną pracę nerek ;-) Przydała się mała butelka mineralnej dla lekkiego nawodnienia organizmu w połowie zmagań. Nie miałem też oporów przed poproszeniem o spokój opiekunów, którzy wdali się w pewnym momencie w swobodną pogawędkę. Należy znać swoje prawa i egzekwować je, bo potem nikt nam nie odda straconych punktów.
Wykorzystałem cały dostępny czas. Nie pomijałem żadnego pytania, ale gdy nie byłem całkowicie pewien odpowiedzi, zaznaczałem pytanie do powtórnego przejrzenia. Na koniec uzbierało się ok. 20 takich pytań. W pozostałym do końca czasie spokojnie je przeanalizowałem jeszcze raz. Jednak w żadnym przypadku nie zmieniłem wcześniej zaznaczonej odpowiedzi.
Po całym tym doświadczeniu nie czuję się w żaden istotny sposób "lepszym programistą". Mógłbym być co najwyżej "lepszym kompilatorem" gdyby ktoś mnie zatrudnił w charakterze kompilatora. Na szczęście tę nudną funkcję wykonują za nas maszyny. Lecz ponieważ to nie ja ustalam reguły rządzące tym światem, ktoś postanowił, że taki certyfikat ważną rzeczą jest. No to go mam.